Potyczki słowne, burzliwe starcia, elektryzujące slow burn i hate-love.
Pikantna komedia romantyczna, która rozpali Twoją wyobraźnię i będzie trzymać Cię w napięciu do samego końca.
"Od początku miałam przeczucie, że ten wyjazd służbowy to będzie tragedia. Stwierdziłam jednak: ogarnę, załatwię, dam radę. Jestem inteligentną, doświadczoną zawodowo i życiowo kobietą. Na pewno znajdę wyjście z tej okropnej sytuacji.
Ale nie znajduję.
Już pierwszego dnia podróży los rzuca mi kłodę pod nogi. A konkretniej gigantyczny, nadęty drewniany kloc – rodzaj męski, gatunek norweski, wielki na jakieś dwa metry i tak irytujący, że tracę przy nim zdolność logicznego rozumowania, wychodząc tym samym na idiotkę.
Za jakie grzechy muszę z nim pracować?!
Zrzędliwy drewniak! Przerośnięty wiking! Dam sobie rękę uciąć, że gdy był niemowlakiem, matka zamiast kocykiem nakrywała go dywanem. W dodatku rósł tak szybko, że mózg nie nadążył za resztą. I oto mamy tego skutki. Totalna katastrofa!
Przyznaję. Możliwe, że znaleźliśmy się w tym beznadziejnym położeniu również z mojej winy.
Ale spokojnie, jutro na pewno ktoś po nas przyleci i skończy się ten koszmar.
Przyleci, prawda?
Prawda?!!!"
Melissa Darwood po raz kolejny przekazała w nasze ręce romans, który wyłamuje się wszelkim stereotypom. Nietypowy, zabawny, a jednocześnie przemycający ważne tematy. Nie będę przybliżała fabuły, gdyż powyższy opis zawiera już to, co najważniejsze. Wspomnę o postaciach występujących w powieści "SurvivaLove starcie", których przez większą część powieści jest tylko dwoje i to na nich opiera się cały ciężar i niewątpliwy urok książki.
Główną bohaterką jest kobieta roztrzepana, samotna matka nastoletniej córki, kobieta doświadczona, lubiana, dość infantylna, ale w taki zabawny sposób. Jej największym 'zmartwieniem' jest pewne... hmm... zaburzenie/dolegliwość psychiczna, która bohaterce dostarcza nieprzespanych nocy, a nam okazji do chichotu. Partnerem w niedoli jest mężczyzna powściągliwy, wręcz mrukliwy, zdystansowany, ale niezwykle ogarnięty i świetnie adaptujący się do nowej rzeczywistości. Tych dwoje to mieszanka, która może czasami irytuje, ale w większości rozbawia.
"SurvivaLove starcie" to książka dostarczająca łatwej i przyjemnej rozrywki. Relacja dwójki bohaterów bardzo fajnie ewoluuje i choć jest łatwa do przewidzenia to jednak autorka potrafiła wtłoczyć do niej pewien element zaskoczenia, trudny temat, który odarł powieść z pewnej 'filmowości', na rzecz autentyczności. Duże brawa dla autorki należą się również za stworzenie dobrej fabuły, wokół której mamy narodziny romansu, a nie jak to ostatnio często bywa, stworzenie erotyku, w którym trudno doszukiwać się jakiejś fabuły. Tutaj mamy nawet bardzo ciekawe elementy edukacyjne, które bardzo doceniam i zapamiętam na wypadek gdybym wylądowała na jakiejś bezludnej wyspie, czy w środku lasu (lubię takie smaczki) :)
Polecam wszystkim, którzy potrzebują oderwać myśli od rzeczywistości, pośmiać się i przyjemnie spędzić czas.
Inne książki autorki:
Ja jakoś nie czuję potrzeby czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam styl pisania Melissy. Niebawem będę czytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńChętnie poznałabym tę historię.
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie znam twórczości autorki. Muszę w końcu to zmienić. ;)
OdpowiedzUsuńDobrze się czytało :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, jak będę szukała czegoś "lżejszego". :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy sięgnę, ale recenzję prześledziłam z uwagą. Czytając, myślałam o swojej książce ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że dostarczyła Ci rozrywki :D
OdpowiedzUsuń