marca 29, 2019

Konkurs - 2x zestaw do hybryd

Konkurs - 2x zestaw do hybryd



Zasady:
➡️
dodaj mój blog do obserwowanych
➡️ w komentarzu napisz, który zestaw wybierasz (1 lub 2)
Proszę o:
➡️
udostępnienie informacji o konkursie, (ale tylko proszę, nieobowiązkowe ;))


Konkurs odbywa się jednocześnie na fb, Insta oraz na blogu. Możecie wziąć udział na każdym z tych kanałów, zwiększając swoje szanse na wygranie.
Pewna jest 1 nagroda, ale jeżeli będzie ponad 100 zgłoszeń, wybiorę dwóch zwycięzców.



➡️ zapraszam na Insta https://www.instagram.com/femina_domi/ oraz na fp https://www.facebook.com/feminadomihttps://feminadomi.blogspot.com/

Zwycięzca zostanie wybrany, nie wylosowany.
Termin: 29.03 - 29.04
Wyniki do 3 dni i tyle też będę czekała na dane adresowe zwycięzcy, (dane zostaną wykorzystane jedynie do przekazania nagrody).
Wysyłka nagrody do 14 dni.

marca 24, 2019

"Trzy razy miłość" Jolanta Kosowska

"Trzy razy miłość" Jolanta Kosowska
Książka powinna wywoływać emocje i ta z pewnością tak czyni. Ojjj ile emocji we mnie wywołała to możecie sobie tylko wyobrazić. Czytałam, odkładam, znowu czytałam i znowu odkładałam. Miałam ochotę przenieść się do tej historii i kolokwialnie mówiąc, palnąć, tzn. przemówić do rozsądku głównym bohaterom.

A dwójka głównych bohaterów to Martyna i Łukasz.

Ona – spokojna, rozważna studentka medycyny, ceniąca sobie swoje poukładane życie. On – rozpieszczony jedynak z bogatego domu, któremu w głowie tylko sport i przyjemności. Dzieli ich niemal wszystko: poglądy, charaktery, styl życia... A jednak pewnego dnia połączy ich coś, od czego nie będą w stanie się uwolnić. Coś, co wyzwoli w nich emocje, jakich wcześniej nie znali i nie podejrzewali, że są do nich zdolni...

Ta historia w niczym nie przypomina bajkowego scenariusza w stylu: poznali się, pokochali, pobrali, żyli długo i szczęśliwie. To opowieść o miłości, która rani, niszczy i zostawia bolesne blizny. Opowieść o ludziach, którzy nie potrafią żyć ani ze sobą, ani bez siebie. A kiedy dojdą do wniosku, że ta miłość to nie dar, tylko przekleństwo, zrobią wszystko, żeby ją zabić.

Autorką tej niby skomplikowanej, ale w rzeczywistości bardzo prostej historii jest Jolanta Kosowska. Znakiem rozpoznawczym pisarki są po pierwsze - opisy, które idealnie dopełniają powieści, ubogacają je i świetnie oddziałują na wyobraźnię czytelnika oraz umiejętne wplatanie w fabułę  retrospekcji. W "Trzy razy miłość" mamy do czynienia z jednym i z drugim, chociaż opisów tym razem jest znacznie mniej niż w poprzednich książkach. Autorka mocno skupiła się na relacji Martyny i Łukasza, i idealnie pokazała, czego w związku i relacjach z drugą osobą NIE ROBIĆ. 

Martyna i Łukasz to osoby z dwóch różnych światów. Ona, prymuska, wyróżniająca się studentka medycyny, zdana w życiu właściwie tylko na siebie. On, chłopak z bogatego domu, w którym każda porażka odczuwana jest niezwykle silnie, właściwie, lepiej gdyby jej w ogóle nie było. Para poznaje się na wyjeździe i od razu zaczyna między nimi iskrzyć. Gdy w końcu zostają parą są bardzo szczęśliwi, przeżywają swoja pierwszą miłość, cieszą się ze spędzanych ze sobą chwil. Idylla trwa do momentu gdy ambicje Łukasza biorą górę. Postanawia on startować na medycynę,  na którą uprzednio się nie dostał, wybierając wtenczas fizjoterapię, w której się świetnie spisuje. Pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi i zdaje się być usatysfakcjonowany. Ambicje, swoje i ojca, nie pozwalają mu jednak na tym spocząć. Z pomocą Martyny próbuje nadrobić 'stracony' czas i wkrótce to Martyna potrzebuje pomocy, gdyż skupiona na korepetycjach i nauczaniu Łukasza zaniedbuje swoje studia.

Para rozstaje się i każde zaczyna żyć własnym życiem. Z cienia wychodzi Krzysztof, na którego Martyna zawsze mogła liczyć, ale mimo wszystko, ani ona ani Łukasz nie idą dalej w swoim życiu, ciągle patrzą w przeszłość, nie rozpoczynają nowego, nie zamykają drzwi temu, co było, ale brną do przodu, ciągle oglądając się za siebie. Wkrótce znowu zaczynają być razem, jednak ponownie brakuje tu fundamentu miłości i prawidłowej relacji, czyli rozmowy. Miłość jest w przypadku tych dwojga jakąś mrzonką, rzekłabym wręcz - obsesją. Pani Kosowska zafundowała im prawdziwą sinusoidę. Muszę przyznać, że jeżeli ta książka miała mnie przekonać do istnienia prawdziwej miłości, to tego nie zrobiła.


Zastanawiam się, czy ta historia miałaby szansę wydarzyć się w rzeczywistości. Mam szczerą nadzieję, że nie. "Trzy razy miłość" to książka NIE o szczęśliwej, pięknej miłości, ale opowieść o spaczonym poczuciu dawania szczęścia kochanej osobie, o unieszczęśliwianiu innych bliskich osób, o decydowaniu za kogoś w imię źle rozumianego uczucia. Dla tej obsesyjnej miłości Ci dwoje ranią nie tylko siebie i aż przykro czytać o tak niszczycielskiej sile uczuć. Widzicie więc dlaczego na samym początku pisałam, że miałam ochotę wskoczyć do książki. Było mi ogromnie żal osób, które żyły w cieniu 'wielkiej miłości' Martyny i Łukasza. Osób, które dostawały ochłapy, nie będąc tak naprawdę niczemu winne. Smutna to była miłość. Tyle zmarnowanego czasu, zmarnowanych chwil, zranionych ludzi...

"Nagle przyszło mi na myśl, że ta miłość to nie dar, ale przekleństwo. Coś, co rzuca cień na całe nasze życie, co nie pozwala cieszyć się codziennością, pozostawia smak niedosytu, mami i drażni przeszłością, powraca w snach, powoduje, że oboje nie potrafimy żyć normalnie, że jesteśmy nieszczęśliwi. [...] A może to nie była miłość, tylko fatum?"

"Trzy razy miłość" uświadamia nam, czego nie robić; nie wolno decydować za druga osobę, nie można zatracać siebie w imię  miłości. Poświęcenie? Owszem, czasem trzeba coś poświęcić, ale nie można całkowicie zatracać siebie. Dziwna jest miłość Martyny i Łukasza, taka mało miłosna, która nie przeszła pozytywnie żadnej próby, nie doświadczyła zwykłego codziennego życia razem, bo w chwilach gdy potrzebna była rozmowa, wspólne znalezienie rozwiązania, para się po prostu rozstawała. 

Podobnie jak w innych książkach Jolanty Kosowskiej, centrum powieści stanowi kobieta - Martyna, to ona zdaje się być osią, wokół której wszystko się toczy, którą kochają mężczyźni gotowi dla niej na wszystko. Narracja utworu jest naprzemienna, raz widzimy świat oczami Martyny, a raz Łukasza. Autorka czas teraźniejszy przeplata wspomnieniami wcześniejszych wydarzeń. Pokazuje nam je zarówno od strony kobiety, jak i mężczyzny, mamy więc możliwość śledzenia danych wydarzeń z dwóch stron. Zatapiamy się w pięknych, górnolotnych słowach o miłości, bo trzeba przyznać, że p. Kosowska bardzo pięknie i malowniczo opisuje uczucia i mamy, (ja miałam), pewien żal do autorki; czy naprawdę najważniejsza jest 'miłość'?  Gdzie dobro dzieci, gdzie dbałość o związki, w które dobrowolnie się weszło? 

Jak widzicie z powyższych akapitów, książka "Trzy razy miłość" wywołała we mnie mnóstwo emocji. Nie polubiłam głównych bohaterów, nie uznałam ich 'miłości', miałam wrażenie, że to jakaś para nastolatków, a nie dorosłych, wykształconych ludzi. Zdecydowanie bardziej podobała mi się miłość, która była jedynie epizodem w książce, tłem dla tej, która łączyła głównych bohaterów. Miłość porównana do walca.

"Być może ja nie wiem, czym jest prawdziwa miłość - odezwał się po chwili. - Może to, co ja czuję, to tylko przywiązanie, ale mnie z ta moja spokojną miłością jest zupełnie dobrze... Być może nie przeżywam tych wielkich uniesień, ale też nie padam pod ich ciężarem na kolana... U was jest bez przerwy w górę i w dół, i znowu w górę i w dół, i tak bez końca... Niekończąca się huśtawka emocji."


P.S. To chyba jedna z najdłuższych opinii na tym blogu, pisana jak zawsze emocjami, gratuluje jeżeli dobrnęliście do końca;)


Inne książki Jolanty Kosowskiej:

marca 20, 2019

Konkurs na FB - bluzka od Just Unique

Konkurs na FB - bluzka od Just Unique

Kochani na moim fp - Femina domi
niedługo kończy się konkurs z bluzką od Just Unique.
Zasady jak zawsze bardzo proste, wystarczy wpisać w komentarzu rozmiar (s/m lub l/xl), cała reszta, jest dobrowolna, nie wymagana.
 Zapraszam serdecznie!

Link do konkursu pod zdjęciem

konkurs

marca 20, 2019

Bioderma. Hydrabio Gel Creme

Bioderma. Hydrabio Gel Creme

Informacje producenta:

Hydrabio Gel Creme - krem nawilżający o lekkiej konsystencji.

Skład: AQUA/WATER/EAU, GLYCERIN, ISODODECANE, CYCLOPENTASILOXANE, DIPROPYLENE GLYCOL, NIACINAMIDE, SQUALANE, POLYMETHYLSILSESQUIOXANE, C14-22 ALCOHOLS, HDI/TRIMETHYLOL HEXYLLACTONE CROSSPOLYMER, AMMONIUM CRYLOYLDIMETHYLTAURATE/VP COPOLYMER, C30-45 ALKYL CETEARYL DIMETHICONE CROSSPOLYMER, CARBOMER, PENTYLENE GLYCOL, TOCOPHERYL ACETATE, C12-20 ALKYL GLUCOSIDE, STEARETH-21, DISODIUM EDTA, SALICYLIC ACID, SODIUM HYDROXIDE, MANNITOL, XYLITOL, HEXYLDECANOL, PEG/PPG-18/18 DIMETHICONE, RHAMNOSE, MALACHITE EXTRACT, PYRUS MALUS (APPLE) SEED EXTRACT, BRASSICA CAMPESTRIS (RAPESEED) STEROLS, TOCOPHEROL, FRAGRANCE (PARFUM)

marca 18, 2019

"W koło Macieju" Kasia Keller

"W koło Macieju" Kasia Keller
Moja córka gdy dowiedziała się, że będę pisała opinię o tej książce kazała mi (!) napisać, że bardzo jej się podobała, że to najlepsza książka jaką ostatnio przeczytała. A wierzcie mi, czyta ich sporo. Czyta ... wciąga, jak odkurzacz! Nie nadążam z wypożyczaniem, bo kupować na razie zaprzestałam, żeby nie puściła mnie z torbami;) 

Zwariowana historia! Piramidy, mumie, ciepły piasek pustyni, i… gadający wielbłąd. Przygody, których nie przeżył nawet Indiana Jones. Gra wyobraźni i poczucie humoru bohatera książki jest powodem ciągu pasjonujących zdarzeń układających się w tę szaloną opowieść.

„Wyobraźnia się przydaje. Może ta moja jest trochę wybujała, może nawet czasem niebezpieczna i może nie zawsze wpada do mnie w odpowiednim momencie, ale bez niej byłoby dużo, dużo nudniej” (Maciek, bohater książki).
 

marca 15, 2019

Konkurs na FB - "Zbrodnia i Karaś"

Konkurs na FB - "Zbrodnia i Karaś"
Kochani, zapraszam serdecznie na mój fp, na którym odbywa się konkurs z dzisiejsza premierą, książką "Zbrodnia i Karaś".
Zasady bardzo proste - wystarczy się zgłosić ;)

marca 13, 2019

"Zbrodnia i Karaś"

"Zbrodnia i Karaś"
Książki są takim cudownym tworem, który wzbudza cały szereg emocji. Dzięki nim wzruszamy się i płaczemy, denerwujemy się i złorzeczymy, współczujemy i mamy nadzieję. I to są piękne emocje, oczyszczające, ale równie cudowne są te książki, dzięki którym śmiejemy się, a cały nasz świat, dzięki tym 200/300/400 stronom zamkniętym w kolorowej okładce, rozjaśnia się jak niebo w bezchmurny wiosenny dzień. Takiego czytelniczego, wiosennego orzeźwienie doznałam dzięki książce Aleksandry Rumin "Zbrodnia i Karaś"

marca 10, 2019

"Niebo na własność" Luke Allnut

"Niebo na własność" Luke Allnut
Bywa tak, że otwieramy książkę i zaczyna się... 

Nie wiemy kiedy, nie wiemy jak, a jesteśmy już całkowicie pochłonięci czytaną historią. Towarzyszymy bohaterom w ich doli i niedoli. Płaczemy, śmiejemy się, wzdychamy.  Pochłaniamy strona za stroną, nie patrząc na zegarek, przebywając w zupełnie innym świecie. 

Po serii książkowych niepowodzeń, mniejszych i większych rozczarowań, stało się. Przepadłam. Śmiałam się i płakałam, przeżywałam razem z bohaterami "Nieba na własność" największą tragedię w ich życiu. Denerwowałam się, miałam nadzieję... 


Jack jest oczkiem w głowie rodziców, źródłem ich szczęścia i rodzinnej
harmonii. Gdy ma trzy lata, zaczyna zachowywać się niepokojąco.
Pojawiają się problemy z utrzymaniem równowagi i mówieniem. Nieśmiałe podejrzenia zmieniają się wkrótce w diagnozę – Jack ma złośliwy nowotwór mózgu. Rozpoczyna się dramatyczna walka o życie dziecka. Zdesperowani i wyczerpani rodzice powoli oddalają się od siebie i kłócą, zamiast wspierać.

Wyjątkowa powieść o uczuciach wystawionych na próbę. Poruszający obraz tego, jak bolesne doświadczenia najpierw doprowadzają do rozpaczy, a potem dają nadzieję, by ponownie zrzucić w otchłań cierpienia. Jednak nawet w najbardziej zdruzgotanym sercu może odrodzić się nadzieja. 

Jill Santopolo (autorka "Światła, które utraciliśmy") napisała o książce "Niebo na własność": To wyjątkowa historia - pełna miłości, bólu, strachu i ... nadziei. Jej bohaterowie są nakreśleni z tak wielkim wyczuciem, że nie sposób nie poddać się emocjom, które wzbudza ta powieść.  

Zgadzam się z każdym jej słowem. To nie nie jest lukrowana powieść o miłości i życiu z/w chorobie, to prawdziwa, realistyczna, sugestywna i właśnie przez to, tak przejmująca historia walki i nadziei. 

Luke Allnut pisze tak, że cali żyjemy czytaną historią, nie sposób się od niej zdystansować. Powieść wciąga i wzbudza mnóstwo, często skrajnych emocji. Ogromnym walorem "Nieba na własność" jest przedstawienie przez autora bohaterów, przede wszystkim rodziców małego Jacka. Autentyczni, ludzcy, realni. Każdy z nich jest inny, każdy świetnie scharakteryzowany. Ich odmienne charaktery i motywy postępowania dodają powieści kolorytu i autentyczności. Luke Allnut powoli i stopniowo wprowadza nas w sam środek akcji, zaczynając od przedstawienia Anny i Roba, ich historii poznania, założenia rodziny, przedstawienia domów rodzinnych. Uczestniczymy więc w ich życiu studenckim, poznajemy pasje i zainteresowania, widzimy powolną wspinaczkę po szczeblach dorosłości. Uczestniczymy w zmaganiach i staraniach o dziecko. Czujemy miłość między tymi dwojga, momentami trudną i wymagającą ogromu cierpliwości, ale prawdziwą, z której rodzi się Jack. Luke Allnut przeplata teraźniejszość z przeszłością, dzięki czemu nie nudzimy się ani przez moment.

Ciekawym i dawno przeze mnie nie widzianym 'zabiegiem' jest uczynienie głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści, mężczyzny. Rob to człowiek - pasja. Wierzy w swoje 'wynalazki', nie daje sobie podciąć skrzydeł i mimo, iż długi czas pozostaje bez pracy, na utrzymaniu Anny w końcu spełnia swoje marzenia. Zdobywa sporo pieniędzy i może pracować z domu, sprawując jednocześnie opiekę nad synkiem Jackiem. To on jest tutaj pełnoetatowym rodzicem. To on widzi i doświadcza wszystkiego, co się z tym wiąże, jako pierwszy. To jego emocje wezmą górę gdy przyjdzie do kulminacyjnego momentu w walce o życie... Jack jest chłopczykiem, którego autor opisał tak, że nawet teraz, gdy minęło już trochę czasu odkąd skończyłam czytać powieść, kręci mi się łezka w oku na jego wspomnienie. Mały, dzielny chłopczyk, który musi zmierzyć się z czymś, co dzieciom nigdy nie powinno się trafić. Dzielność tego małego człowieka, dramat, który przeżywają jego rodzice są autentyczne, dlatego tak boleśnie i my je odczuwamy.
 
Taksówkarz przywiózł nas pod szpital z poważna miną. Wyciągnąłem dwudziestkę, żeby mu zapłacić, ale pokręcił głową.
-Biorę to na siebie, stary - powiedział, a ja dostrzegłem łzy w jego oczach.
Czasami doświadczamy miłości w najbardziej nieoczekiwanych chwilach. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak łatwo mogą kogoś rozczulić

"Niebo na własność" pokazuje nie tylko walkę, i to na dwa różne sposoby, nie tylko wpływ choroby na życie, funkcjonowanie i wzajemne relacje kiedyś tak bliskich sobie osób, ale też to, jak naiwni stają się ludzie, stanąwszy w obliczu dramatycznej sytuacji, jak łatwo ich wykorzystać i zmanipulować.

Kiedy przeczytacie książkę będziecie się zastanawiać, kto miał rację, czy w ogóle można mówić, że ktoś miał, a ktoś nie? Czy w tak dramatycznej sytuacji można, a może trzeba chwytać się każdej możliwości ratunku? A może lepiej odpuścić i celebrować chwile? Autor stawia przed czytelnikiem mnóstwo takich pytań, pokazuje nam rozkład rodziny, która przecież nigdy nie przestała się kochać. Pokazuje nam mądrość dziecka i bezsilność rodziców.  

Jeżeli poruszają Wasze serca takie książki jak "Apteka marzeń" Nataszy Sochy to "Niebie na własność" emocjonalnie Was zmiażdży.

Podsumowanie: Choroby i nieszczęścia, które dotykają dzieci łatwo przekuć na dramat, który ma jedynie wycisnąć łzy z oczu czytelnika. Z "Niebem na własność" jest inaczej. To nie jest tani melodramat. To nie jest historia, która ma jedynie wzruszać. To jest historia prawdziwa. To są prawdziwe emocje. To jest życie.  
Ocena: 8/10   

marca 06, 2019

"Gdzie jest Mia"

"Gdzie jest Mia"
 
Ten thriller trzyma w napięciu jak "Dziewczyna z pociągu'.

Książka tak wciągająca, że nie będziecie mogli jej odłożyć.

Takie obietnice składa okładka książki "Gdzie jest Mia?" Alexandry Burt... A ja tak czytam je po raz kolejny i myślę sobie, że chyba dotyczą one innej powieści niż ta, którą ja czytałam.  


Historia młodej matki, której najgorszy koszmar nagle się spełnia.

"Najpierw przypominam sobie ciemność. Później krew. Mia. Mój Boże, Mia". Estelle Paradise budzi się w szpitalu po tym, jak została znaleziona na dnie wąwozu bliska śmierci, z raną postrzałową głowy i amnezją. Wkrótce dociera do niej straszna prawda: jej siedmiomiesięczna córeczka Mia zaginęła. Kilka dni wcześniej Estelle odkryła, że łóżeczko jej córki jest puste. W mieszkaniu nie było śladów włamania, za to zniknęły z niego wszelkie ślady istnienia Mii: jej pieluszki, ubranka, butelki. Zrozpaczona matka nie potrafi tego wyjaśnić, ale za wszelką cenę usiłuje znaleźć córkę. Chaotyczne zachowanie Estelle i tajemnicze okoliczności zaginięcia dziecka sprawiają, że to ona staje się główną podejrzaną w oczach policji i opinii publicznej. Czy słusznie? Gdyby tylko sama to wiedziała…

Żyje sobie pewna kobieta o imieniu Estelle, która pewnego dnia nie znajduje w łóżeczku swojego dziecka, a jest prawie pewna, że takowe miała. Prawie, gdyż z mieszkania, oprócz dziecka, znikają wszystkie jego rzeczy, nawet śmieci z brudnymi pieluszkami. Sprawdza więc m. in. stan swego ciała, aby się upewnić, że jednak dziecko urodziła. Sprawa jest zagadkowa o tyle, że Estelle nie tylko nie wie, co się stało, ale też czy sama się do zniknięcia córki nie przyczyniła. Zwłaszcza, że leży w szpitalu z raną postrzałową głowy oraz amnezją. Mąż Estelle, prawnik pracujący w innym mieście, na wieść o wydarzeniach szybciutko wraca i zmusza żonę do podpisania papierów dotyczących przymusowego leczenia psychiatrycznego, mającego na celu powrócić jej pamięć. Czy jest w to zamieszany? Czy próbuje zrobić z żony wariatkę? Pytania się mnożą. Początek powieści jest więc obiecujący.... i tyle, bo obietnic swych, w miarę rozwijania się historii, nie spełnia.

Do książki Alexandry Burt mam sporo zastrzeżeń. Po pierwsze: kreacja bohaterów. Estelle to taka trochę 'pierdoła'. Nie chciałabym tu nikogo urazić, depresja poporodowa to coś strasznego, ale sposób przedstawienia jej w książce był dla mnie mało przekonywujący. Więcej realizmu postaci miała bohaterka Bezdomnej Katarzyny Michalak. Do tego dochodzi chora relacja z mężem. Czytając, ma się wrażenie swoistej schizofrenii ich związku. Niby się kochają, ale nie mówią sobie wszystkiego. Niby widać, że mąż się stara, a więc i kocha, a z drugiej Estelle stale podejrzewa go o romans. Cofanie się do przeszłości, opis spotkań bohaterów, to wszystko było po prostu NUDNE. Z thrillera, na jaki zapowiadała się książka, nie zostało nic. Po drugie: akcja powieści mocno się ślimaczy, na dodatek autorka jeszcze ją wydłuża niepotrzebnymi, przydługimi, nic nie wnoszącymi opisami codzienności. Nie ma tempa, nie ma napięcia, wychodzące na jaw nowe okoliczności nie wzbudzają zainteresowania, żadnej ekscytacji. Książka jest napisana jakby na jednym poziomie emocjonalnym, a to nuży. 

Większość powieści to powolne, wręcz mozolne przedzieranie się przez pamięć bohaterki, 'urozmaicane' nudnymi, nic nie wnoszącymi opisami. Nudne i męczące poznawanie jej uczuć, chęci poznania prawdy, ale i strachu przed nią. Nie ma tu uczuć i emocji jakie powinny targać matką, która straciła dziecko, a może raczej to autorka nie potrafiła ich przekazać. Muszę przyznać, że w połowie miałam serdecznie dość, bardzo chciałam nią trzasnąć, zamknąć i dać sobie spokój, ale było mi szkoda, bo jednak połowa to połowa, więc doczytałam. Zakończenie, jak i cała książka mało ekscytujące.
Podsumowanie: Powieści "Gdzie jest Mia" zabrakło ikry, akcji, tempa, napięcia. Z czegoś, co CHYBA, miało być thrillerem powstał dramat. Dosłownie i w przenośni. Polecam osobom mającym kłopot z zasypianiem. Pozostali znajdą sporo ciekawszych książek o tej samej bądź podobnej tematyce.   
Ocena: 3/10

marca 03, 2019

Podsumowanie lutego

Podsumowanie lutego
Witam w MARCU! Ciekawe, czy to będzie dla Nas dobry miesiąc? Mam nadzieję, że tak i bardzo Wam tego życzę!

Jednak póki nowy miesiąc za bardzo się jeszcze nie zadomowił, powrócę na chwilę do lutego. A luty upłynął mi, w dużej mierze, na Instagramie. Jeszcze nie do końca łapię wszystkie jego możliwości, niestety, też mój telefon-haszpel nie ułatwia tam funkcjonowania. Ale mimo wszystko jest tam nas już ponad 580 osób! Dziękuję!!!

@femina_domi

Copyright © Femina domi , Blogger