września 17, 2019

Szczęście dla zuchwałych - Petra Hülsmann


"Zabawna i wzruszająca opowieść o kobiecie, która odważyła się być szczęśliwa"

Takie zdanie widnieje na okładce najnowszej książki Wydawnictwa Initium "Szczęście dla zuchwałych" Petry Hulsmann. Ja jednak zmodyfikowałabym je na opowieść o kobiecie, która dorosła do bycia szczęśliwą.


Szczęście nie rośnie na drzewach – czasem trzeba o nie zawalczyć. Zabawna i wzruszająca opowieść o kobiecie, która odważyła się być szczęśliwa.
Stoisz po szyję w wodzie? Głowa do góry! Imprezy, wolność, beztroska − dla Marie nie ma nic ważniejszego. Wszystko zmienia się, kiedy jej siostra Christine zapada na ciężką chorobę i prosi, by na czas terapii zaopiekować się jej dziećmi. Jakby tego było mało, Marie ma przejąć jej posadę w rodzinnej stoczni jachtowej. Zupełnie nie ma ochoty na nowe wyzwanie, a tym bardziej na nowego szefa, sztywnego nudziarza o imieniu Daniel. Podczas gdy jedna katastrofa goni drugą, a życie staje się chaosem, Marie powoli zaczyna pojmować, że są na świecie rzeczy, o które warto walczyć. I że pewne sytuacje – na przykład nowa miłość − dopadają człowieka wtedy, gdy się tego najmniej spodziewa.

Książka jest bardzo dobrze napisana, porusza w bezpretensjonalny sposób wiele życiowych problemów, wciąga, wzrusza, porusza. Została, co prawda, skrzywdzona tytułem, okładka moim zdaniem również nie oddaje jej charakteru, ale są to szczegóły, które znikają gdy zatapiamy się w lekturze.

Maria to młoda dziewczyna, typ lekkoducha, dla której najważniejsza jest dobra zabawa. Mężczyźni są jej potrzebni jedynie do zaspokajania potrzeb seksualnych, a praca? Praca to w zasadzie nieistotny element życia, bo pieniądze zawsze można pożyczyć od ojca. Od początku powieści miałam do bohaterki stosunek mocno negatywny, owszem bywała zabawna, ale jej podejście do życia, a przede wszystkim brak szacunku dla innych irytował mnie. Moje spojrzenie na Marie, z negatywnego na neutralny odmienił się wraz z chorobą jej siostry. Dopiero w tym momencie bohaterka dała się poznać jako człowiek o wrażliwym sercu, której naprawdę zależy na dobru rodziny. Postacią, która od razu wzbudziła moją sympatię był Daniel, zastępca jej ojca w rodzinnej firmie. Porządny, ale nie nudny, facet, który potrafił sobie radzić z krnąbrną, leniwą Marie. Można się domyślić, że tych dwoje nie pała do siebie sympatią, co jednak powolutku, w miarę rozwoju akcji zaczyna się zmieniać.

Petra Hulsmann pod przykrywką zabawnej powieści o dziewczynie, która generalnie ma wszystko i wszystkich w nosie, zawarła w powieści poruszający obraz choroby i radzenia sobie z nią zarówno przez chorującą, jak i przez jej rodzinę. Obraz ten jest prawdziwy i poruszający. Pokazuje jak choroba potrafi wyniszczać fizycznie i psychicznie. Uświadamia, że nikt nie jest bezpieczny, że cierpienie może dotknąć każdego. Postać Christine była według mnie równie istotna jak Marie. Ona również w powieści ewoluowała. Z zadbanej, eleganckiej, pedantycznej, silnej, niezależnej kobiety, naznaczona ciężką chorobą powoli się jej poddawała. Nastąpiło parę punktów kulminacyjnych, które pokazywały nam tę bohaterkę z zupełnie innej strony. Tak samo było z Marie. Jej postawa nie była jednoznaczna. Autorka ukryła w duszach bohaterek niejedną tajemnicę, która zmieniała nasz pogląd na nie. Każda z nich posiadała drugie dno...

Petra Hulsmann nie próbuje wyciskać nam z oczy łez. Akcja nie jest na siłę dramatyczna. Rzadkie łezki wychodzą głównie wraz ze śmiechem. Autorka doskonale balansuje naszymi uczuciami, serwując nam śmiech przez łzy. Dramat i zabawę. Życie.

"Tida tymczasem chyba skończyła, bo gestem kazała mi się podnieść. Z ulgi o mało się nie popłakałam, dziękują niebiosom, że uszłam z życiem - nie licząc złamanego żebra, czy dwóch. Tida jednak stanęła za mną, a mnie ogarnęło złe przeczucie.
- Wczoraj chciałaś wiedzieć, co się ze mną dzieje i czemu jestem taka blada - zagaiła Christine.
- Tak. Wyglądasz na chorą - odparłam
Tida skrzyżowała ramiona za moim karkiem i chwyciła pod pachy.
- Bo jestem - powiedziała Christine. - Mam raka.
W tym momencie dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie: serce na moment przestało mi bić, a Tida wyprostowała mi plecy tak, że towarzyszący temu trzask dał się słyszeć pewnie aż w Bangkoku" 


Akcja powieści toczy się w niemieckiej nadmorskiej miejscowości. Dla mnie to było dość surrealistyczne, gdyż w głowie mam inny obraz Niemiec, zdecydowanie mniej morsko-sielski. Tutaj doskonale się sprawdził i pokazał mi ten kraj od zupełnie innej strony.

Podsumowanie: "Szczęście dla zuchwałych" to książka o relacji sióstr, o wydarzeniach, które potrafią zmienić nas  i nasze podejście do życia, o braniu odpowiedzialności za swoje a czasem i innych życie, o odwadze stawiania na swoim, o walce o szczęście. Pod płaszczykiem beztroskiej opowieści napisanej lekkim, przyjemnym stylem kryje się opowieść o życiu z tej dobrej i złej strony. Wciągająca, wywołująca śmiech i łzy, złość i radość. Powieść, od której trudno się uwolnić.
Ocena: 8/10
 

18 komentarzy:

  1. Chciałbym poznać tę historię. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniała mi się pozycja "Złoto dla zuchwałych". Mnie też Niemcy nie kojarzą się z marynistyką XD Pozdrawiam!^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie kiedyś przeczytam, w wolnej chwili i jak zmniejszy się mój stosik na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kojarzy mi się z filmem "Złoto dla zuchwałych", którego nie oglądałam :) Co do książki świetnie, że niesie ze sobą przesłanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom nie jest tak płytka jak się wydaje na pierwszy rzut oka :)

      Usuń
  5. Mam w planach przeczytanie tej książki :) Podoba mi się to, że autorka balansuje emocje i nie stawia wszystkiego na jedną kartę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię takie historie, które pod lekką, zabawną warstwą skrywają poważne tematy, prawdziwe emocje i głębokie uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również bardzo je lubię i doceniam umiejętności pisarza, który potrafi połączyć humor z poważnymi życiowymi tematami, nie przyćmiewając powagi sytuacji.

      Usuń
  7. Ta książka jest wszędzie. I wszędzie zbiera świetne recenzje. A ja nie potrafię wykrzesac z siebie ani odrobiny entuzjazmu dla niej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby nie Twoja recenzja to przeszłabym obojętnie obok tej książki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy, że zmieniłam Twoje jej postrzeganie :)

      Usuń
  9. Moze dobrze ze napisalas o niej, bo okladke kojarze ale jakos nie mialam ochoty po nia siegnac. Pozytywana opinia mnie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że ja, gdy zobaczyłam okładkę też nie miałam specjalnej ochoty ją czytać. Cieszę się jednak, że dałam jej szansę, bo ostatecznie uważam, iż to był bardzo dobry wybór :)

      Usuń

Witaj na moim blogu. Będzie mi bardzo miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza i dodasz go do obserwowanych. Zostaw również adres swojego miejsca, z przyjemnością Cię odwiedzę.

Copyright © Femina domi , Blogger