grudnia 01, 2018

"Dwa miśki na wynos"

Święta Bożego Narodzenia sprawiają, że chętnie sięgamy po książki z tematyką właśnie świąteczną. Piękne okładki zachwycają, a historie, które siłą rzeczy muszą się dobrze kończyć, wprowadzają nas w świąteczny nastrój. I mimo, iż często są to płytkie, banalne, schematyczne powieści, wydawnictwa i tak je wydają i będą wydawać, a nam będą pozostawać ładne okładki na półce bo o przeczytanych historiach szybko zapomnimy...
Niestety tak samo dzieje się w literaturze dziecięcej. Książka, którą miałam ogromną nieprzyjemność czytać ostatnio dziecku jest dowodem, że wydać i sprzedawać można wszystko, byle tylko akcja kręciła się wokół świąt. Co gorsza ksiązkę tę wypożyczyłam z biblioteki, a to oznacza, że i inne dzieci będę się stykać z treścią, która w moim mniemaniu jest dla nich nieodpowiednia.

Jeżeli zaglądacie na mojego Instagrama to zauważyliście, że byłam ostatnio zbulwersowana zastosowaniem przez autora w książce dla dzieci, której niepochlebną opinię właśnie wystawiam, słowa - patafianie. Sądziłam jednak, że to jednorazowy incydent. Może nie potrafił znaleźć innego? Może nie umiał opisać sytuacji, dobierając słowa, które nie byłyby tak 'niestosowne'? Niestety, to był dopiero początek. Słowo to powtórzyło się i w innych miejscach, zaczęłam się nawet zastanawiać, czy autor zna jego znaczenie, bo jak inaczej wytłumaczyć jego używanie? Czy naprawdę renifery Świętego Mikołaja muszą używać takich obraźliwych słów i to w stosunku do swoich kolegów? (s.185). I ja później muszę tłumaczyć córce kto to jest patafian i dlaczego bohater książki tak brzydko mówi o innych. Oczywiście to nie jedyne grzechy książki "Dwa miśki na wynos". Pan Przewoźniak stworzył książkę, której słowa, kreacja niektórych bohaterów i sytuacji, w moim mniemaniu, dyskwalifikują tę książkę jako książkę dla dzieci.
Zanim przejdę do dalszego wyliczania wad "Dwóch miśków na wynos" parę słów o samej fabule:

Ukochana zabawka pewnego chłopca zostaje wyrzucona na śmietnik, gdzie odnajdują ją podwładni Wielkiego Szefa. Uratowany Zając trafia do Tajnej Kwatery Świętego Mikołaja. Tu znajduje nowych przyjaciół i pracę – Szef powierza mu misje specjalne. Zając powinien być szczęśliwy, ale wciąż bardzo tęskni za swoim Piotrusiem…
Co robią trolle-robolle, gremliny i ślimaki pocztowe? Jak działa klockopompa i co produkuje się na trzeszczypiętrze? Jakie sekrety mają renifery z zaprzęgu Wielkiego Szefa i dlaczego Iwona Ryps nie lubi lalek Barbie? Poznaj całą prawdę o Świętym Mikołaju i jego pomocnikach, zanim napiszesz do niego list.
                                                  (opis z okładki)

Bajka bardzo dobrze się zaczyna. Pluszowy Zając zostaje uratowany ze śmietnika przez renifera i kangura, którzy odbywają próbny lot saniami Mikołaja. Niestety dobre wrażenie kończy się, gdy renifer zwraca się do człowieka, zaskoczonego widokiem nietypowych na osiedlowym śmietniku stworzeń, słowem "patafianie". Dalej znowu na plus, okazuje się, że w kwaterze Mikołaja zepsute i zniszczone zabawki są reperowane i pracują w fabrykach/laboratoriach nad nowymi. W szeregu pomocników Mikołaja mamy np. Ilonę Ryps, lalkę Barbie, które, jak stwierdza autor "są idealnie chude", jednakże lalce najwyraźniej to przeszkadzało, gdyż ciężko pracowała nad osiągnięciem "pięknej, eleganckiej nadwagi" - nie podoba mi się takie wartościowanie w książkach dla dzieci. Tak samo osoby szczupłe, jak i z nadwagą mogą być szczęśliwe. To samo dotyczy użycia określenia "obrzydliwe bogatych rodziców", których stać więc kupują dzieciom piękne zabawki. Moim zdaniem nie wolno używać tego typu sformułowań w książkach dla dzieci. Czy rodzice nie mogą być bogaci? A jak są to nie mogą kupować dzieciom zabawek??
Bardzo, ale to bardzo nie podobał mi się też sposób przedstawienia zabawek, a ściślej mówiąc ich stosunek do dzieci i zabaw, które urządzały. Misie narzekają na ciągłe przytulanie i mizianie, a lalki z kolei na to, że nikt ich nie przytula tylko się nimi bawi. Przykre. Dzieci są różne, niektóre bardzo wrażliwe. Nie jest miło czytać o narzekających na zabawę zabawkach.

To co mnie jeszcze zdenerwowało w książce to także opis zachowań. Tu już nie chodzi tylko o używanie obraźliwych słów, ale także o to, że renifery plują, bo nie lubią gdy ludzie robią im zdjęcia, palą, marudzą na swoją dolę, wyśmiewają innych itd. Dzięki tej książce moja córka poznała także słowo..."Dżihad" - gratuluję autorowi pomysłowości...

Kochani w tej książce nawet Mikołaj nie jest zwykłym, ciepłym Mikołajem, a człowiekiem , którego pracownicy - zabawki się boją, (a jeszcze bardziej boją się jego żony Śnieżynki). Mikołaj ten nie potrafi się wysłowić, poza ho ho ho nic więcej nie mówi, za to uwielbia szpalery. Gdy idzie zabawki w popłochu zostawiają swoje obowiązku by stając na baczność, bez słowa, stworzyć dla niego szpaler.... Nie znalazłam w tej książce niczego pozytywnego. Mogłaby z niej wypływać chociaż nauka, żeby nie niszczyć zabawek, ale jest skutecznie przysłonięta narzekaniem samych zabawek na rodzaje zabaw jakie dzieci wymyślają, jak je dotykają i przytulają itd. itp.

Dla kogo jest ta książką? Nie mam pojęcia. Na pewno nie polecam jej dla dzieci. Nie wnosi w ich życie niczego wartościowego, uczy stosowania obraźliwych wyrazów, jest napisana chaotycznie, jakby strona po stronie autor wymyślał, co będzie dalej, z naciskiem na kontrowersje. Mogłaby to być pozycja dla młodzieży, pewnie doceniliby luzackie podejście autora, aroganckie, palące i wytatuowane renifery, tyle, że oni nie czytają już bajek...
Ocena: 1/10

20 komentarzy:

  1. Faktycznie, nie jest to odpowiednia książka dla dzieci :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja, na pewno, nie kupiłabym tej książki dziecku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie nie kupiłabym tej książki dla dziecka, ani dla nikogo innego. Naprawdę dziwię się, że znalazłaś tę książkę w bibliotece.


    imdollka.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddając zwrócę pani uwagę na tę pozycję. Powinna uważać na to komu ją wypożycza

      Usuń
  5. A to ciekawe...może to bajka dla dorosłych?
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe możliwe, autora w każdym razie na pewno poniosło w tę stronę ;)

      Usuń
  6. Bardzo nie lubię, gdy w książce są słowa, których nie chciałabym uczyć dzieci. Książki powinny przede wszystkim uczyć pięknej polszczyzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My ją przeczytaliśmy do końca, ale wiele zdań i sformułowań musiałam w trakcie czytania zmieniać. To nie jest książka napisana dla dzieci :(

      Usuń
  7. Z całą pewnością książeczka nie odpowiednia dla dzieci.

    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Opis brzmi ciekawie, więc szkoda, że książka jest jednak nieodpowiednia dla dzieci. Lubię takie pozycje, które są wartościowe i czegoś uczą, a tutaj tego nie znajdę. Myślałam, że znajdę tutaj fajną i świąteczną opowieść. No szkoda, że tego nie ma. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po opisie bardzo mi się spodobała... i na tym się kończyły jej pozytywy

      Usuń
  9. Raczej nie spodziewałabym się tego o czym piszesz po książce dla dzieci. Bedziemy omijały ten tytuł. Dzieki za szczerą i dobrze napisaną negatywną recenzję

    OdpowiedzUsuń

Witaj na moim blogu. Będzie mi bardzo miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza i dodasz go do obserwowanych. Zostaw również adres swojego miejsca, z przyjemnością Cię odwiedzę.

Copyright © Femina domi , Blogger