marca 17, 2017
"Świt, który nie nadejdzie" Remigiusz Mróz
"Świt, który nie nadejdzie" jest pierwszą powieścią Remigiusza Mroza, którą miałam okazję przeczytać. Autor umiejscowił akcję książki w przedwojennej Warszawie, co stanowi jej niewątpliwą zaletą i jest magnesem, który mnie zaciekawił i przyciągnął.
Opis fabuły z oficjalnej strony autora (http://remigiuszmroz.pl/swit/):
Były pięściarz, Ernest Wilmański, to człowiek bez przeszłości. Stracił wszystko, co miał do stracenia. W poszukiwaniu nowego życia wyjechał do stolicy, jednak znalazł się w złym czasie i w złym miejscu. Zanim zaczął rozglądać się za pracą, praca znalazła jego i… nie miała nic wspólnego z uczciwym zarobkiem. Wilmański wbrew swojej woli został wciągnięty w świat Banników, grupy przestępczej, która swą nazwę zawdzięcza temu, że z przeciwnikami rozprawia się tak, jak robił to słowiański demon – topiąc ich w baniach.
Ernest wspina się po gangsterskiej drabinie, nie spodziewając się, że jedna kobieta może pokrzyżować wszystkie jego plany. Ani że zjawy z przeszłości dopomną się o uwagę…
Nie jestem historykiem, ale jako czytelnik muszę przyznać, że autor przekonał mnie do opisywanej rzeczywistości. Rys historyczny zdaje się być dobrze odzwierciedlony, co sprawia, że czytając książkę czułam atmosferę i oczyma wyobraźni widziałam Warszawę okresu międzywojennego. Autor bardzo plastycznie i sprawnie przedstawia oraz opisuje rzeczywistość tego okresu. To bardzo duży plus tej książki. Kolejnym plusem jest sama fabuła. Ukazanie bohatera, któremu nie udaje się rozpocząć życia na nowo uczciwie pracując, okazało się świetną okazją do przedstawienia tzw. półświatka. Bohater wzbudza naszą sympatię kibicujemy mu, ale .... do pewnego momentu. Ilość zamachów na jego życie, wskrzeszeń, nieudanych zabójstw, na dodatek otwarte zakończenie przywodzą na myśl innych bohaterów, takich jak Rambo, czy Feniks ;) Pan Mróz stworzył bohatera, który przeżywa dosłownie wszystko; niestraszne mu kule, czy ciosy. Podnosi się z każdego upadku, co w pewnym momencie staje się kuriozalne i powieść traci na atrakcyjności, stając się komiksem dla dorastających chłopaków, którzy lubują się w niezniszczalnych bohaterach. Trzeba jednak przyznać autorowi, iż stworzył historię, którą dobrze i szybko się czyta. Pan Mróz ma zdecydowanie lekkie pióro, sporą wyobraźnię i dobry warsztat więc czytanie "Świtu" nie było specjalnie uciążliwe, sprawiało nawet do pewnego momentu przyjemność, bo później niestety raczej śmiech i politowanie.
Pierwsze spotkanie z Panem Mrozem delikatnie rozbudziło mój czytelniczy apetyt na kolejne, więc sięgnęłam po inną książkę tego autora - "Behawiorystę" i niestety do niej też będę miała parę uwag ;) To co się nasuwa po przeczytaniu obu to fakt, iż autor ma dużą wyobraźnię, która podsuwa mu różne rozwiązania, motywy, wydarzenia, które pisarz mógłby odsiewać, a nie wykorzystywać wszystkie, które akurat przyszły mu do głowy. Podsumowując: "Świt, który nie nadejdzie" jest sprawnie napisaną powieścią, którą szybko się czyta, pozostawiającą jednak niedosyt, trochę rozbawienia i rozczarowanie, że tak realistycznie przedstawiona atmosfera i rzeczywistość otaczająca bohaterów, nie pokrywa się z realistycznie przedstawionymi wydarzeniami.
Ocena 6/10
Pierwsze spotkanie z Panem Mrozem delikatnie rozbudziło mój czytelniczy apetyt na kolejne, więc sięgnęłam po inną książkę tego autora - "Behawiorystę" i niestety do niej też będę miała parę uwag ;) To co się nasuwa po przeczytaniu obu to fakt, iż autor ma dużą wyobraźnię, która podsuwa mu różne rozwiązania, motywy, wydarzenia, które pisarz mógłby odsiewać, a nie wykorzystywać wszystkie, które akurat przyszły mu do głowy. Podsumowując: "Świt, który nie nadejdzie" jest sprawnie napisaną powieścią, którą szybko się czyta, pozostawiającą jednak niedosyt, trochę rozbawienia i rozczarowanie, że tak realistycznie przedstawiona atmosfera i rzeczywistość otaczająca bohaterów, nie pokrywa się z realistycznie przedstawionymi wydarzeniami.
Ocena 6/10