Najsłynniejszy polski melodramat. Przedwojenny bestseller, którym do dzisiaj zachwycają się rzesze czytelników. Historia nieszczęśliwej miłości ubogiej szlachcianki do arystokraty, która doczekała się aż czterech ekranizacji.
Przełom XIX i XX wieku.
Po zawodzie miłosnym, Stefania Rudecka zatrudnia się jako guwernantka u baronowej Elzonowskiej.
Poznaje tam jej bratanka – ordynata Waldemara Michorowskiego.
Młodzi, mimo początkowej niechęci, zbliżają się do siebie, jednakże ich uczucie bulwersuje okolicznych arystokratów, którzy wyraźnie dają odczuć Stefanii, że jej małżeństwo z Waldemarem byłoby mezaliansem a ona zawsze – ze względu na swoje pochodzenie - będzie dla nich „trędowata”.
Upokorzona i załamana dziewczyna postanawia opuścić siedzibę Michorowskich.
Czy nieprzytomnie zakochany ordynat pokona uprzedzenia rodziny i przekona Stefanię do małżeństwa?
Czy społeczne konwenanse i szykany rodzin zaprzyjaźnionych z Michorowskimi arystokratów doprowadzą do tragedii?
Myślę, że większość z Was ma swoją ulubioną powieść, taką do której z sentymentem wraca, która za każdym razem wywołuje w nim podobne wrażenia. Ja również taką posiadam, ale nie sądziłam, że będzie okazja o niej tutaj opowiedzieć. Z pewnością nie jest to tytuł, który spasuje każdemu. Jeżeli w szkole mieliście problem z przeczytaniem "Nad Niemnem" to i przez "Trędowatą" trudno będzie Wam przebrnąć.
Opisy są długie i egzaltowane, często wręcz patetyczne. Mnie się podobają, wprowadzają zadumę i są pięknym dopełnieniem subtelności relacji Waldemara i Stefci.
To nie jest książka obiektywnie cudowna, ona jest cudowna dla mnie. To jest jedna z tych opowieści, która przeczytana raz, na zawsze we mnie została. Mogę do niej wracać wielokrotnie i za każdym razem zachwyca mnie tak samo, wzrusza równo mocno, co za pierwszym razem. Czasem czytam tylko swoje ulubione fragmenty, czasem zaczytuję się w każdej linijce. Emocjonalnie działa na mnie za każdym razem.
"Trędowata" to jedna całość w dwóch częściach. Nie można czytać ich oddzielnie, są ze sobą nierozerwalnie związane. Historia zawarta na kartach książki jest prosta, może nawet banalna - miłość między ordynatem, a nauczycielką. Mezalians nie do przyjęcia dla osób z wyższych sfer. Fabuła skupia się na życiu w domu Elzonowskich, do którego trafia Stefcia, jako nauczycielka nastoletniej Luci. To tutaj poznaje ordynata Michorowskiego. Ich relacja początkowo jest raczej mało romantyczna, ale pięknie i subtelnie się rozwija. Jesteśmy świadkami przemiany Waldemara, jego coraz większego zauroczenia, wewnętrznej walki Stefci i następnie walki ordynata ze swoją sferą.
Powieść Heleny Mniszek to obraz polskiej szlachty i cała plejada postaci, z których każdy jest charakterystyczny, każdy otrzymał własne cechy osobowości. To nie jest tylko tło, masa, jak w wielu współczesnych powieściach. Kto raz przeczyta, ten na pewno zapamięta Barskich, Trestkę, czy Ritę. Oprócz ciekawych bohaterów w "Trędowatej" mamy do czynienia z innym przyciągającym elementem, pewną bajkowością, spełnieniem snu o Kopciuszku. Szlachetna, aczkolwiek skromna osoba spoza sfery rozkochuje w sobie bogatego dziedzica, pana na Głębowiczach, który woli ją - zwykłą Stefcię, a nie pannę ze swojego kręgu - Melanię. Ciekawy jest także motyw odkupienia win, zestawienie dziadka Waldemara z nim samym.
Trzeci tom to dalsze losy ordynata Michorowskiego. Dla mnie mogłaby ona nie istnieć, nie lubię dopisywania historii.
Magdalena Samozwaniec napisała, że to taka powieść dla 'kucharek', odarła ją z wszelkich cnót, a ja twierdzę, że to lepsza powieść niż niejedno współczesne dzieło. Autorka potrafiła stworzyć dynamicznych bohaterów, atmosferę bogactwa, napięcie, które jest między bohaterami i utrzymać je w dwóch sporych tomach. Nie sądzę, żeby obecnie zebrała dużo przychylnych opinii, jesteśmy bombardowani już trochę inną literaturą, mimo to polecam i sama pozostaję wierną fanką, dlatego tak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że Wydawnictwo WasPos postanowiło wznowić moją ukochaną książkę.
Niestety.
Nie mogę polecić Wam nowego wydania "Trędowatej". Nie wiem jak jest możliwe, żeby książka, którą wystarczyło przepisać zawierała w sobie tyle błędów. Najwięcej znalazłam ich w pierwszym tomie. Szczytem było dla mnie źle napisane nazwisko bohaterki, chociaż w tym samym zdaniu, widnieje też dobrze zapisane. Ot, dwie wersje, można sobie wybrać. Nie wspominając o myślnikach w dialogu, czy złych zapisach słów, typu: pół misek. Z litości nie przytoczę nazwiska korektorki, która widnieje w książce.
Nowe wydanie serii ma jeszcze jeden minus - brak tłumaczenia wyrażeń francuskich. Pierwszy raz spotkałam się z "Trędowatą", w której nie ma w przypisach tłumaczenia z francuskiego. Nie rozumiem dlaczego z nich zrezygnowano, jest to tym bardziej dziwne, że tego było naprawdę dużo.
Żeby nie było, że nie zauważam niczego pozytywnego - wydanie WasPos ma bardzo ładne, wiosenne okładki, szkoda, że nie ze skrzydełkami, czy w twardych okładkach, ale estetycznie nie mogę się przyczepić, są urocze.