Witek z pozoru jest wymarzonym mężem. Jednak kiedy decyduje się przyjąć pod swój dach przyjaciela, który właśnie wyszedł z więzienia, Anna jest przerażona. Przez lata Krzysztof był tylko odległym cieniem, historią z przeszłości. Od dziś będą dzielić z nim dom.
Traf chce, że kilka dni po pojawieniu się mężczyzny w okolicy ginie dziesięcioletnia Iga, a życie jej rodziców – Łukasza i Pauli – przeradza się w piekło.
Miejsca cieniste to opowieść o tym, jak ludzkie losy – dawnych przyjaciół, niedoszłych kochanków, sąsiadów, bliskiej rodziny i przypadkowo poznanych osób – splatają się bezpowrotnie. A także o tym, że strata przychodzi niekiedy w najmniej spodziewanym momencie, stopniowo sącząc swój jad i nieodwracalnie zatruwając życie.
Przeczytałam tę książkę już parę dni temu, ale nie umiałam zabrać się za napisanie opinii. Do tej pory nie wiem, co myśleć o tej książce, nie umiem nawet sprecyzować, czy mi się podobała, czy nie ;)
Bohaterami są dwa małżeństwa. Stworzone na zasadzie majątkowego kontrastu nie wzbudzają ani sympatii ani antypatii. Bogaci bohaterowie to Witek - głowa rodziny, radykalny, nie lubiący i nie tolerujący odmiennego zdania, zawsze stawiający na swoim. Jego żona Anna, cicha, aczkolwiek rozsądnie myśląca, zdająca sobie sprawę z wdzierającej się do jej związku toksyczności oraz nastoletni syn.
Biedni bohaterowie to kiedyś wspólnicy ww. postaci. Na skutek pewnych wydarzeń opuścili spółkę i obecnie próbują odbić się i wrócić na lepszy niż obecnie poziom. Walczy oto przede wszystkim Łukasz - głowarodziny. Posiadają 10-letnią córkę Igę oraz drugie dziecko, które jeszcze się nie narodziło.
Mamy także dwoje bohaterów tajemniczych (o jednym z nich jest wzmianka w opisie książki).
Cała fabuła opiera się o zaginięcie Igi, czyli 10-latki.
I teraz zaczyna się moja zagwozdka, bo:
książkę czyta się bardzo dobrze, jeżeli chodzi o sposób pisania, różnych narratorów, wydarzenia, bohaterów pobocznych, ale z drugiej strony mamy rodziców dziewczynki, która zniknęła, i którzy nie wykazują emocji z tym związanych. Jeden atak paniki to za mało. Nie wiem, którzy rodzice po zniknięciu dziecka znajdują czas, by jechać na pogawędkę do dziadka?? Nikt tu nie rwie włosów z głowy, a matka jest chyba najspokojniejszą bohaterką takich wydarzeń jaką spotkałam na kartach różnych książek z podobną tematyką.
Dziwnie jest również przedstawione śledztwo. Mam wrażenie, że ono w ogóle się nie toczy. Nie ma policjantów w domu, nie ma założonych podsłuchów na telefon, i wiele innych rzeczy, które mnie - laikowi - przychodzą do głowy. Mądrzejsi od policjantów są inni bohaterowie, co jest lekko absurdalne...
Dłużyła mi się ta powieść, ale czytałam gnana chęcią sprawdzenia do czego zmierza autor. Co tu się jeszcze wydarzy? Jaki będzie suspens?
A czy się doczekałam?
Nie bardzo.
Finał jest logiczny, rzeczowy, powiedziałabym wręcz, życiowy.
Czy mnie satysfakcjonuje? Hmm. Nie wiem. W powieści obyczajowej, owszem, rzekłabym, że jest ok, ale widać, że autor pretendował do uzyskania thrillera, a to moim zdaniem nie wyszło.