sierpnia 21, 2021

"Święta z kardynałem" Fannie Flagg

Gdzieś na południu Alabamy, w najdalszym zakątku tego stanu, nad brzegami rzeki wolno snującej swój bieg, leży urocze senne miasteczko. Nazywa się Lost River i rzeczywiście, świat jakby o nim zapomniał. Czasem ktoś się zabłąka, źle skręci z autostrady, przyjedzie na krótką kurację. I… zostanie! Bo miejsce jest magiczne.

Zgodnie z sugestią lekarza Oswald T. Campbell zostawił za sobą chłodne i wilgotne Chicago, by nadchodzącą zimę spędzić w ciepłym klimacie Lost River. Ciężko chory i samotny, nie spodziewał się, że zaprzyjaźni się z listonoszem, który pocztę dostarcza łodzią, sklepikarzem leczącym zranione serca, a nawet stanie się… obiektem matrymonialnych intryg!

Pośród pięknej przyrody i ludzi, którzy hojnie obdarowują się dobrem i nigdy nie zamykają drzwi swoich domów, jego życie niespodziewanie rozkwita. Oswald odkrywa w sobie talent artystyczny, ale czy zdoła pokonać chorobę? Wszak Boże Narodzenie to czas cudu, a dobro wraca…

Ta pełna ciepła, życzliwości i humoru opowieść o uzdrawiającej mocy przyjaźni, wiary i nadziei stała się klasykiem pośród prezentów znajdowanych pod choinką.

11.08 premierę miała druga część książki, podobno kultowej, "Smażone zielone pomidory". Ponieważ akurat ten tytuł był wypożyczony postanowiłam sięgnąć po inny - "Święta z kardynałem". Cieniutka książka dawała nadzieję, że uporam się z nią przez weekend, co też się całkowicie sprawdziło. Zaczęłam i skończyłam ją czytać w sobotę.

Moje pierwsze spotkanie z Fannie Flagg okazało ciepłą, sympatyczną, magiczną bajką. Powieść zaczyna się smutno - życie okazuje swoje okrutne oblicze, ale okraszone też zostało poczuciem humoru, co z miejsca zyskało moją sympatię. Sympatyczny, samotny, starszy pan dowiaduje się, że zostało mu niewiele życia, a żeby je choć trochę przedłużyć musi diametralnie zmienić klimat. Tym sposobem, ze względu na ograniczone fundusze, nie ma za dużego wyboru. Trafia do maleńkiego miasteczka Lost River, którego mieszkańcy są niezwykle życzliwi i chętnie przyjmują nowego mieszkańca, mając też pewne nadzieje matrymonialne z nim związane. 

Historia miasteczka i jego mieszkańców rozgrywa się niespiesznie, aczkolwiek jest bardzo ciekawa. Z przyjemnością przewracałam kartki, chłonąc klimat amerykańskiej społeczności, i poznając historie jego mieszkańców. Okazało się, że 200 stron wystarczy, by nakreślić ciekawych bohaterów, zmieścić odpowiednią liczbę wydarzeń, okraszając to wszystko szczyptą smutku i traum, by mieć jeszcze miejsce na brokat i magię. 200 stron pięknej, ale też mądrej historii, która pokazuje przemianę głównego bohatera i jego rozwój. 


Małe miasteczko z pewnością nie równa się nudnemu miasteczku. Fannie Flagg udało się odpowiednio odmierzyć i zmieszać rzeczywistość z magią. Wszystko tu jest strawne i idealnie nadające się na weekendowe czytanie. Czytając powieść nieraz się uśmiechniemy i nieraz w kąciku oka pojawi się łezka. Zaprzyjaźnimy się z Frances, Royem, Claude'm i innymi mieszkańcami, pokochamy Jacka i Patsy i nawet nie będziemy się dziwili tym wszystkim zbiegom okoliczności, gdyż właśnie na nie będziemy w tej powieści liczyli.
Polecam!
Ocena: 7/10

P.S. Książkę można znaleźć także pod  tytułem - "Boże Narodzenie w Lost River"

23 komentarze:

  1. Mam ją w tej drugiej wersji, z bożonarodzeniowym tytułem. Cieszę się, że Ci przypadł do gustu ten "cukiereczek", jest przeuroczy. Innej autorce czy autorowi chyba bym nie wybaczyła takiej cukierkowości, ale Fannie to Fannie :)

    Zapisałaś się do kolejki na "Smażone"? Jeśli będziesz chciała przeczytać, to strasznie jestem ciekawa Twojej opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Smażonych, to chyba poczekam na opinie o drugiej części 😉

      Usuń
    2. :D

      Mój egzemplarz się taaaaak do mnie uśmiecha z półki, ale muszę najpierw przeczytać "27 śmierci", bo już ktoś czeka na nie w kolejce. Domęczę dziś książkę z wydawnictwa i biorę się za czytanie ;)

      Usuń
    3. Koniecznie! Jestem bardzo ciekawa Twoich spostrzeżeń i nowego (po tylu latach) spojrzenia autorki :)

      Usuń
  2. I ja skorzystam z polecenia. Nie wiedziałem, że "Smażone zielone pomidory" miały swoją książkową premierę. Serdecznie pozdrawiam już niedzielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też lubię czuć klimat amerykańskiej społeczności. Bardzo ciekawie zapowiada się ta książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że w polskiej literaturze tak rzadko trafia się na równie przyjemne opowieści z małych miasteczek (chyba, że to ja na nie nie trafiam;))

      Usuń
  4. Widać, że książka wzbudza emocje. Może kiedyś sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie, a "Smażone zielone pomidory" znam z odsłony filmowej z lat 90., świetny film. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może najpierw obejrzę nim przeczytam, skoro i tak nie mam egzemplarza...

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Super, mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami :)

      Usuń
  7. Bardzo przyjemnie brzmi :) Tego tytułu nie znam, ale "Smażone zielone pomidory" wspominam z uśmiechem na ustach i cieknącą ślinką - polecam ;)

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. O, to mi brzmi jak balsam dla zszokowanego organizmu tym, że za oknem już jesień... Tytuł koniecznie zapisuję i poszukam na legimi!
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam jeszcze nic spod pióra F. Flagg, aczkolwiek dobrze kojarzę nazwisko autorki. Może kiedyś w końcu znajdzie się czas, by sięgnąć po jej twórczość. Szczególnie ciekawią mnie "Smażone zielone pomidory". :)

    OdpowiedzUsuń
  10. czytałam kilka kiążek tejże pani i miło je wspominam:) na powyższą pozycję więc mam chętkę;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie jestem pewna czy to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Witaj na moim blogu. Będzie mi bardzo miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza i dodasz go do obserwowanych. Zostaw również adres swojego miejsca, z przyjemnością Cię odwiedzę.

Copyright © Femina domi , Blogger