czerwca 13, 2017

"Małe kłamczuchy"

Z okładki książki Małe kłamczuchy możemy się dowiedzieć, że jej autorka Charlaine Harris zajmuje pierwsze miejsce na liście bestsellerów "New York Timesa". Tym większa więc była moja radość, że nowa książka autorki spoczywa w moich rękach. Okładka informuje także, że jest to kolejna książka serii o bibliotekarce Aurorze Teagarden. Od razu zaznaczam, że nie da się odczuć braku znajomości pozostałych książek z serii, czytając Małe kłamczuchy. Pisarka tak prowadzi fabułę, że trudno się w ogóle domyślić, że było coś wcześniej.


Książka opowiada o tajemniczym zaginięciu grupki nastolatków, w tym przyrodniego brata wspomnianej Aurory. Niestety, fabuła skupia się wokół głównej postaci, to jej uczucia, myśli zajmują i grają w książce pierwsze skrzypce. Aurora jest w ciąży i pisarce udało się toczyć akcję głównie wokół tego tematu. Czytając ma się wrażenie, że tajemnicze wydarzenia są jedynie dodatkiem.

W książce brakuje napięcia, oczekiwania na kolejne wydarzenia. Nawet rozwiązanie zagadki mimo, iż z zasady powinno być zaskakujące, tutaj takie nie jest. Na dodatek bardzo nielogiczne, wręcz śmieszne i kuriozalne były dla mnie opisywane w książce wydarzenia, w których bohaterka w swej upragnionej ciąży sama naraża się na niebezpieczeństwo i to zupełnie bez sensu. Czytając od razu nasuwało się pytanie: czemu nie zadzwonili na policję?

Brakuje w powieści porządnej akcji; śledztwa z nutą napięcia, stopniowego dochodzenia do jakiś wniosków, brakuje widocznego posuwania się akcji, wszystko jest przykryte stanem zdrowia głównej bohaterki. Gdyby to nie był kryminał, a obyczajówka to rozpływałabym się nad innym bohaterem, a mianowicie mężem Aurory. Robin Crusoe jest mężczyzną idealnym, czyta w myślach swej żony, dba o nią tak, że nic tylko pozazdrościć, wspiera i zawsze staje w obronie swej ukochanej.... no, ale to chyba jednak miał być kryminał. 

Autorka w swej książce oprócz głównego wątku ciąży... tzn. zniknięcia nastolatków, porusza również problem przemocy psychicznej wśród młodzieży, stąd i tytuł. Ukazuje okrutność środowiska młodych dziewcząt, ich bezwzględność, brak skrupułów i wyrzutów sumienia. Jest on jednak również na marginesie całej powieści, stoi obok., może być a mogłoby go nie być. Wtłoczenie wszystkiego a zarazem niczego do fabuły spowodowało, że książka jest nijaka. Można przeczytać,a można i w ogóle po nią nie sięgać. Ciekawa jestem jak wyglądają pierwsze powieści z tego cyklu, gdyż ten tom zdecydowanie rozczarowuje.

Podsumowując: Małe kłamczuchy nie porywają, nie wbijają w fotel, nie zaciekawiają na tyle by specjalnie kupować książkę. Można przeczytać i zapomnieć. Nic szczególnego.

5/10

1 komentarz:

Witaj na moim blogu. Będzie mi bardzo miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza i dodasz go do obserwowanych. Zostaw również adres swojego miejsca, z przyjemnością Cię odwiedzę.

Copyright © Femina domi , Blogger