października 22, 2021

"Boginie" Alex Michaelides

 Wszyscy skrywamy tajemnice, nawet przed sobą.



Dla Mariany Andros – terapeutki grupowej walczącej z własnymi demonami przeszłości – Cambridge to miejsce, gdzie poznała swojego męża. Dla jej siostrzenicy Zoe to tragiczna scena morderstwa jej najlepszej przyjaciółki. W murach uniwersytetu, gdzie ożywają wspomnienia, Mariana poznaje tajne stowarzyszenie młodych dziewczyn – Boginie. Jego członkinie są wstrząśnięte zabójstwem jednej z koleżanek. Grupa jest pod wpływem enigmatycznego profesora Edwarda Foski. Mariana jest pewna, że pomimo iż Foska ma alibi, to on jest sprawcą zabójstwa.


Obsesja Mariany na punkcie udowodnienia winy Fosce wymyka się spod kontroli, grożąc zniszczeniem jej wiarygodności, a także najbliższych relacji. Kobieta jest zdeterminowana, by powstrzymać zabójcę, nawet jeśli będzie ją to kosztowało wszystko – łącznie z własnym życiem.


Oczekiwania i nadzieje jakie pokładałam w najnowszej książce autora "Pacjentki" były płonne. Po lekturze zostało mi poczucie całkowitego zawodu. Nie znalazłam w niej żadnego punktu, wątku, bohatera, który byłby dla mnie interesujący.

Główną bohaterką, która próbuje rozwikłać tajemnicę śmierci przyjaciółki swojej siostrzenicy Zoe jest Marianna. Terapeutka, która sama powinna zasiąść na leżance u jakiego psychologa, bo ewidentnie nie radzi sobie z życiem po śmierci męża. Początek opowieści był obiecujący - poznajemy Marianne w pracy, poznajemy jej pacjentów, tworzy się pewna tajemnicza atmosfera, która mija wraz z wyjazdem bohaterki do Cambridge, w którym rozegrała się wspomniana wcześniej tragedia. 

Autor bardzo dużo czasu poświęcił 'boginiom', nudnym, monotonnym, powtarzającym się wspomnieniom mitologicznych bogiń, które w książce odzwierciedlało grono wybranych studentek, zrzeszonych wokół młodego profesora Fosci. Zafiksowanie Marianny na próbach udowodnienia winy profesora mocno mnie irytowała, zresztą całe zachowanie kobiety było irytujące i wręcz błagało o wprowadzenie jakiegoś zrównoważonego bohatera, który wprowadziłby do fabuły trochę zdroworozsądkowości. 
Nie można odmówić "Boginiom" pewnej filmowości. Myślę, że ta historia odnalazłaby się na dużym ekranie, na którym plastyczność opisów, a także nadanie bohaterom aktorskich twarzy uczyniłaby z niej ciekawszy produkt niż sama książka. Dla mnie dochodzenie do prawdy przez terapeutkę potrzebującą terapeuty było zbyt naiwne, wątek bogiń - naiwno-nudny, wyjaśnienie nie warte męczenia się z całą książką. 

Wszyscy, bądź prawie wszyscy zachwyceni są zakończeniem, które wymyślił autor. Faktycznie, trzeba przyznać, że trudno jest się go domyślić. Mnie nie przyszło do głowy, ale czy było logiczne? Raczej chodziło o stworzenie czegoś kontrowersyjnego, co czytelnik zapamięta. Podejrzewam, że spore grono osób za miesiąc nie będzie pamiętało kto w ogóle był bohaterem książki i co się w niej stało, ale zapamięta zakończenie.
Ocena: 5/10

7 komentarzy:

  1. Nie jestem pewna czy sie na nia skusze. Raczej nie

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę... no, przeczytamy zobaczymy, bo właśnie dziś ma przyjść do mnie owa książka. Jak mi się nie spodoba, to plus jest taki, że wygrałam ją w konkursie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczyła mnie Twoja opinia, bo nie zachwala książki totalnie. Jest szczera, to widać, za co bardzo szanuję. Wcześniej planowałam sięgnąć, ale teraz się waham.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm to chyba pierwsza tak stonowana recenzja tej książki. Jestem bardzo ciekawa tego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie sięgnę. O książce jest jednak głośno.

    OdpowiedzUsuń
  6. A te boginie to greckie są? Czy raczej starsze? Zaciekawił mnie ten motyw :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj na moim blogu. Będzie mi bardzo miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza i dodasz go do obserwowanych. Zostaw również adres swojego miejsca, z przyjemnością Cię odwiedzę.

Copyright © Femina domi , Blogger